poniedziałek, 8 grudnia 2014

8.

Tytuł: JOYLAND
Tytuł oryginału: "Joyland"
Autor: Stephen King
Ilość stron: 336
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Prószyński i S-ka
Ocena: 6/10





Opis:
Devin Jones, student college’u, zatrudnia się na okres wakacji w lunaparku, by zapomnieć o dziewczynie, która złamała mu serce. Tam jednak zmuszony jest zmierzyć się z czymś dużo straszniejszym: brutalnym morderstwem sprzed lat, losem umierającego dziecka i mrocznymi prawdami o życiu – i tym, co po nim następuje. Wszystko to sprawi, że jego świat już nigdy nie będzie taki sam...
Życie nie zawsze jest ustawioną grą. Czasem nagrody są prawdziwe. Bywają też cenne.

Pasjonująca opowieść o miłości i stracie, o dorastaniu i starzeniu się – i o tych, którym nie dane jest doświadczyć ani jednego, ani drugiego, bo śmierć zabiera ich przedwcześnie.


Recenzja: 
Kolejna książka King'a, kolejne mini rozczarowanie, kolejna chęć przerwania książki, kolejne zaskoczenie na sam koniec. Tak w skrócie można opisać co czułam podczas czytania tej książki. Po raz kolejny dzieło King'a wzbudziło we mnie mieszane uczucia i sama nie wiem jak ocenić tę książkę.  

Zacznijmy od fabuły, która sama w sobie była ciekawa, ale niewykorzystana we właściwy sposób. Młody chłopak, wesołe miasteczko, historia morderstwa sprzed lat... czego chcieć więcej? Otóż akcji. Wartkiej akcji, której brakowało mi w tej książce. Przez ponad 2/3 książki brnęłam przez problemy i opowieści głównego bohatera, które tak naprawdę sprowadzały się do nikąd. Dopiero podczas czytania ostatnich kartek poczułam dreszczyk emocji. Mimo, że dość ciekawie wszystko było opisane i opowiedziane to wiało nudą. Nic nie poradzę, że wymagam od horrorów/kryminałów, aby cały czas coś się działo. Dlatego też często przeżywam rozczarowanie. W tym przypadku nie było inaczej.

Bohaterowie, wśród których mogę się przyczepić tylko do Devin'a Jones'a i jego dramatyzowania i biadolenia na temat tego jak bardzo chciałby mieć za sobą pewne sprawy. Nienawidzę, gdy bohater, a tym bardziej główny, użala się nad sobą i piszę jak ogromne są jego życiowe problemy. W niektórych fragmentach czułam się jak przy kolejnym odcinku "trudnych spraw". Reszta bohaterów była ciekawa i dobrze napisana. Podobało mi się, że nie ma suchych opisów ich wyglądu i zainteresowań, tylko wszystkiego dowiadujemy się z czasem. To było dobre posunięcie ze strony autora.

Język to nic nadzwyczajnego. Prosty, zrozumiały i zwykły. Tym razem pomogło mi to w czytaniu, bo książka była lekka i szybko mijałam kolejne kartki. Jestem wdzięczna za prostotę.

Wielowątkowość lektury pozwoliła mi na to, że nie usypiałam przy czytaniu. Nie do końca skupialiśmy od początku na morderstwie, ale i na innych ożywiających książkę wydarzeniach. Dziewczynka w czerwonej pelerynie, pies Howie, pan Easterbrook, chłopiec i jego pies.. to tylko nie które z "tytułów" wątków jakie zostały poruszone i to one prawie najbardziej mi się podobały.

Zakończenie. O bogowie! Zakończenie to najlepsze co w tej książce. Nigdy w życiu nie spodziewałabym się tego kto został tajemniczym mordercą i to było cudowne, bo w wielu książkach na samym początku domyślamy się zakończenia. Cudowne jest miejsce rozgrywania się akcji, bo przecież (spoiler!) Carolina Spin, diabelski młyn, który może zatrzymać tylko ktoś na dole, a nikogo nie ma, to świetne miejsce na potyczkę między mordercą, a tym który odkrył prawdę. Poruszona podczas akcji, a później doprowadzona do łez, gdy dowiadywałam się jak kończą drugoplanowi bohaterowie, mimo wszystkich wad dobrze oceniam tę książkę.

Nie jestem przekonana do dzieł King'a, ale z pewnością sięgnę po kolejne, by upewnić się moich uprzedzeń i postawić ostateczną opinię. Na razie ją tworzę. Wszyscy zachwycają się powieściami autora, ale nie ja. Nie potrafię z entuzjazmem zacząć czytać jego książki co z pewnością wpływa jakoś na radość z czytania, której jest nie wiele podczas czytania King'a.

Ta książka była pomieszaniem niezadowolenia i zadowolenia. Odnoszę wrażenie, że sam autor męczył się z powieścią i ciężko było mu wymyślać nowe wątki. Czekał na zakończenie jak ja. Dobre jest określenie na autora "mistrz grozy", ale na pewno nie "mistrz obyczaju". Lektura otrzymuje punkty głównie za zakończenie, które piekielnie mi się podobało. Ocena wydaję mi się adekwatna do całokształtu i długo taka pozostanie.

poniedziałek, 24 listopada 2014

7.

Tytuł: CIĘŻAR MILCZENIA
Tytuł oryginału: "The weight of silence"
Autor: Heather Gudenkauf
Ilość stron: 368
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Wydawnictwo Mira
Ocena: 5/10





Opis:
To stało się cichym, sierpniowym rankiem, kiedy srebrzyste światło wstającego dnia przebijało się delikatnie przez wilgotne powietrze. Dwie rodziny odkryły puste łóżka swoich córek. Calli i Petra, nierozłączne przyjaciółki, znikły w nocy z domów. Siedmioletnia Calli Clark trzy lata temu zamknęła się w świecie ciszy po tragicznym wydarzeniu, którego była świadkiem w rodzinnym domu. Od tamtej pory żadna siła nie mogła jej zmusić, by wypowiedziała choć słowo. Nagle od tego jednego słowa może zależeć życie jej przyjaciółki. Dotąd to Petra Gregory zawsze ratowała ją z opresji, była jej bratnią duszą i jej głosem. Teraz Calli musi uratować Petrę. Ben Clark jak nikt inny zna swoją siostrę. Tylko on wie, dokąd mogła pójść Calli. Rusza do lasu na poszukiwania. Odkrycie, którego tam dokonuje, byłoby zbyt przerażające nawet dla dorosłego. Dwunastoletni chłopiec musi zadziałać jak mężczyzna, by zapobiec dalszej tragedii. Antonia, matka Calli i Bena, stara się być najlepszą mamą dla swoich dzieci, mimo że żyje w toksycznym związku z agresywnym mężczyzną. Co prawda zaprzecza, by jej mąż mógł być zamieszany w porwanie dziewczynek, jednak coraz bardziej się obawia, że decyzja o pozostaniu w małżeństwie może ją kosztować znacznie więcej niż tylko milczenie jej córki. Profesor Martin Gregory, ojciec Petry, jest gotów na wszystko, by odnaleźć swoje dziecko. Ten spokojny intelektualista odkrywa w sobie mroczne cechy, których istnienia nawet nie podejrzewał. Poszukiwania dziewczynek nabierają tempa. Do końca nikt jednak nie zna przerażającej prawdy. Odpowiedź jest ukryta w ciszy przemilczanych, rodzinnych sekretów.


Recenzja:
Przyznam szczerze, że to jeden z pierwszych kryminałów jakie przeczytałam, więc nie mam dobrze wyrobionej opinii, ale postanowiłam ocenić tę książkę. Czytałam ją kilka miesięcy temu, ale dobrze pamiętam recenzję jaką układałam sobie w głowie. Zwlekałam z nią bardzo długo, ale wreszcie się zebrałam i zamierzam, mimo siedzenia w szkolnej ławce, napisać recenzję.

Może zacznę od bohaterów. Kilkuletnia Calli bardzo zaintrygowała mnie swoją osobą, być może dlatego, że pierwszy raz czytałam o takich zaburzeniach z jakimi borykała się dziewczynka. Moim zdaniem nie do końca była dobrze wykreowaną postacią, ale mimo wszystko ją lubiłam. Jej przyjaciółka Petra wzbudziła we mnie wiele emocji i uczuć, gdy czytałam o tym jak porozumiewa się z niemową. Była jej bratnią duszą, była jej głosem. Wzruszała mnie swoją dobrocią. Natomiast reszta bohaterów pozostawia sobie wiele do życzenia. Rodzice Calli i Petry zbyt zdesperowani, zbyt dramatyzujący. Brat Calli też nie do końca był w porządku, bo wzbudzał negatywne emocje zawsze udając "świętego". Tyle na temat bohaterów.

Sama fabuła była w miarę dobrze zbudowana. Wartka akcja, nie było natłoku drugoplanowych postaci, ciekawe opisy miejsc. Ogólnie w porządku, ale czegoś muszę się przyczepić i jest to straszne przeskakiwanie z jednego miejsca w drugie. Tak jakby autor zaczął coś pisać, ale nie miałby pomysłu tego skończyć i uciekał zaczynając nową rzecz. Dzięki temu w książce prawie cały czas coś się dzieje, choć nie do końca jest to dobre. W jednym momencie znajdowaliśmy się razem z Calli, w drugim z jej mamą. Wszystko było takie niedopracowane.

Język. Ach, ciężko ubrać mi to w słowa (jak całą recenzję tej książki). Nie było potocznego, wręcz typowo amerykańskiego bełkotu, ale nie było także nuty wyrafinowania i delikatności. Wszystko było bardzo pospolite co utrudniało czytanie. Bardzo wolno brnęło się przez wszystkie problemy i historie bohaterów. Po prostu wiało nudą.

Całokształt wyszedł średnio. Nie był zły, ale nie był i dobry. Nie potrafię jednoznacznie określić całości, bo książka budziła we mnie mieszana uczucia, dlatego też oceniłam ją na 5 punktów w skali. Nic nie przychodzi mi do głowy, bo książkę czytałam dość dawno i w zasadzie nie wiele z niej pamiętam.

poniedziałek, 6 października 2014

6.

Tytuł: GWIAZD NASZYCH WINA
Tytuł oryginału: "The fault in our stars"
Autor: John Green
Ilość stron: 312
Rok wydania: 2013
Wydawnictwo: Bukowy Las
Ocena: 9/10



Opis:
"Hazel ma szesnaście lat, a jednym z nieodłącznych elementów jej życia jest aparat tlenowy o imieniu Philip. Odkąd trzy lata temu zachorowała na raka, nie chodzi do szkoły, spędzając dni głownie na czytaniu i oglądaniu "America's Next Top Model". Jednak gdy na spotkaniu grupy wsparcia dla chorej młodzieży poznaje Augustusa, w jej życiu następuje zwrot o 180 stopni. Czeka ją podróż, nieoczekiwana i wytęskniona zarazem, w poszukiwaniu odpowiedzi na najważniejsza pytania: czym są choroba i zdrowie, co znaczy życie i śmierć, jaki ślad człowiek może po sobie zostawić na świecie

Gwiazd naszych wina Johna Greena jest wnikliwa i odważna, zabawna i ironiczna. Autor, pisząc o nastolatkach, ale nie tylko dla nich, zgłębia uniwersalną kwestię życia i miłości."


Recenzja:
Stało się! Książka trafiła na listę ulubionych! Po przeczytaniu pomyślałam: "To jest to czego szukałam". Chcecie wyjaśnień? Są i one.
Książka urzeka samym tytułem, który zachęca do przeczytania jej. Bohaterowie, jedyni w swoim rodzaju, borykający się z największym problemem ludzkości- rakiem. Fabuła, sprawiająca, że przez twoje ciało przepływają dreszcze, a każda strona przyprawia o kolejny tysiąc wrażeń i doznań związanych z czytaniem. Nietuzinkowe dialogi, które na zawsze zapadły w pamięć i pozwoliły zrozumieć chorobę. A przede wszystkim niespodziewany zwrot akcji, który według mnie idealnie pasował, ponieważ lubię takie zakończenia.

Phalanxifor (spoiler!) cudowny lek, dzięki któremu Hazel nadal żyje. Nawet nie zdajecie sobie sprawy jak bardzo wdzięczna jestem autorowi, który wymyślił to i uwzględnił w swojej powieści. Czy nie chcielibyście, aby wynaleziono lek, który pozwalałby na dłuższe życie chorych (w przypadku Hazel to 3 lata). Nie wiecie jak bardzo ja bym chciała... Tak. Wiem co to rak. Wiem jak bardzo ciężko jest, gdy bliska osoba umiera. I wiem jak bardzo ta książka mi to odzwierciedlała. Dlatego też, wszystkie opinie typu "Gfiazdeg naszyh fina to gówno, bo autor nie ma pojęcia co to choroba i nie wie co ludzie przeżywają. Ja wiem, bo przeszłam to na własnej skórze, jestem najmądrzejsza..." etc.etc. omijam szerokim łukiem. Ja z każdą stroną, zwłaszcza pod koniec, przypominałam sobie wszystkie te momenty, to jak człowiek stawał się roślinką, to jak nadzieja umierała wraz ze wszystkim. To można poczuć podczas czytania tej książki... Szczerość, mądrość i prawdziwość płynącą potokiem słów przetoczonych na papier. Dziękujmy niebiosom za takich autorów!

Najlepiej napisaną postacią jest Augustus, chłopak, który ma momentami dość wisielcze poczucie humoru, jest próżny, świadomy swojej urody i inteligencji, ale w tak czarujący sposób, że nie jednej dziewczynie miękną kolana, gdy go słucha. A na pewno jest tak z Hazel. O takich ludziach mówi się, że są charyzmatyczni. Ponadto, Gus uwielbia wygłaszać monologi wyrażające jego pojmowanie świata, a w ustach trzymać niezapalone papierosy („Widzisz, to taka metafora: trzymasz w zębach czynnik niosący śmierć, ale nie dajesz mu mocy, by zabijał”).

Kolejna sprawa to Hazel i Augustus. Młodzi, ale bardzo doświadczeni przez życie. Inni. Skutki uboczne. Granaty. Chorzy. Takie określenia do nich pasują, co gorsza, sami się tak określają! Ale mi się to podoba. Wiedzą kim są dla ludzi i wiedzą jak na ludzi działają. Dlatego też, nie chcą się z nimi spotykać (szczególnie Hazel) i unikają ich, oczywiście do momentu kiedy sami się nie poznają. Od początku daje się wyczuć nutkę miłości, ale (mówię szczerze!) do końca myślałam, że będą (spoiler!) tylko przyjaciółmi. A jednak! Niech to gęś kopnie, chyba nie ma książki bez odrobiny miłości, ale i to można przeboleć, gdy całość to istne niebo.

Ach, no tak. Język, język, język. Cudowny, lekki, pisany jakby wprost z chmur. Delikatny, ale nie jakoś bardzo wygórowany. Trafia do nas i powoduje, że bardzo lekko nam się czyta. Tyle ważnych słów i zdań. Tyle cudownych cytatów i fraz zawartych w jednej książce.

Wbrew pozorom powieść można zaliczyć do jednej z trudniejszych. Zaskoczenie? Nie dla mnie. Potrzeba ciszy, by zrozumieć co pragnie przekazać nam autor i jaki sens mają jego słowa. Trzeba wczytać się w tekst by wiedzieć co tak naprawdę jest najważniejsze. Potrzeba zrozumienia. A książka jest warta zachodu, bo ujawnia cały sekret życia i śmierci. No i wracamy do z lekka nad ciągniętego punktu kulminacyjnego, a mianowicie- śmierci. Autor, owszem, w bardzo ciekawy sposób przekazuje nam czym jest śmierć i jak próbować się z nią pogodzić, ale trochę za często o niej wspomina w powieści. Bohaterowie od początku przesiąknięci są gadką o śmierci mimo, iż i tak wiadomo, że to właśnie ona ich czeka. Trochę to denerwujące, bo autor zabiera nam nadzieję na wyzdrowienie postaci i od początku przyzwyczaja nas do myśli w stylu "i tak wszyscy umrą". Być może taki był jego cel, uświadomić to co nieuświadomione i pokazać jak kruche jest życie. W przeciwieństwie do młodzieżowych powieści fantasy, gdzie wampiry, wilkołaki itp. walczą ze sobą, a jedynym niebezpieczeństwem jakie zagraża ich życiu jest osikowy kołek lub srebrny sztylet i autor cały czas pisze, że bohater był o włos od śmierci ta książka ukazuje, że o włos od śmierci można być cały czas. Można być na cienkiej granicy życia i śmierci przez dobrych parę lat. Można umrzeć nie zostając przez kogoś zabitym... Można umrzeć przez chorobę, która nie wątpliwie jest dla mnie zdecydowanie straszniejszym czynnikiem zabijającym ludzi niż kawałek drewna czy metalu. Taką opinię wyrobiłam sobie o śmierci czytając tę książkę i nie tylko. Bo jest możliwość przeżycia większych męczarni, przez dłuższy czas niż chwilę rozdzierającego (jak to piszą autorzy wampirzych książek) bólu zadanego przez kołek.


Książka w mojej opinii ma jak najbardziej pozytywną ocenę. Z pewnością sięgnę po kolejne utwory Green'a takie jak "Szukając Alaski" czy "Papierowe miasta", bo przecież autor nie kończy kariery na jednej powieści, a kto wie może kolejne będą jeszcze lepsze? Mam tylko nadzieję, że nie wycisną ze mnie łez tak jak GNW. W każdym bądź razie zaufanie do autora już mam, więc nie obawiam się kolejnych jego dzieł. Mam prawie sto procent pewności na to, że książka okaże się hitem, a dowodem na to jest emanująca mądrością i dojrzałością "Gwiazd naszych wina".


czwartek, 2 października 2014

5.

Tytuł: SZEPTEM
Tytuł oryginału: "Hush, Hush"
Autor: Becca Fitzpatrick
Ilość stron: 327
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Ocena: 8/10




Opis:
  "Patch jest tajemniczy i zabójczo przystojny. Nic dziwnego, że szesnastoletnia Nora uległa jego urokowi. Niemal natychmiast w jej życiu zaczęły dziać się rzeczy, których nie da się wytłumaczyć. Chyba,że...
  Chyba, że ktoś wie, że znalazł się w samym środku bitwy. Bitwy, którą od wieków toczą Upadli z Nieśmiertelnymi.
  O Twoje życie

  Ale cicho sza... Są tajemnice, o których mówi się tylko szeptem."


Recenzja:
  Książka mimo kilku niezbyt pochlebnych recenzji bardzo mnie urzekła. Co prawda nie jest idealna, ale ma wiele swoich atutów (UWAGA! spoiler: Zabójczy, arogancki i nieokrzesany Patch). Co prawda nie jest pisana wybitnym językiem wprost ze słownika, bo daje się wyczuć prostotę i potoczność, ale być może to także jest atutem, bo jak tu czytać książkę o zbuntowanym aniele językiem, który momentami ciężko zrozumieć? Nijak się nie da! Słowa przytaczane prosto i bezpośrednio pasują tej książce jak czarny to wszystkiego (brak pomysłu na porównanie). Także nie czepiajmy się języka, bo jedyne czego się mogę czepić to korektorów, którzy nie dostrzegają błędów poprzednika (tłumacza).
  Teraz czas na najlepsze, czyli opinia fabuły wprost spod mojej dłoni. Ciekawie opisana i dobrze zbudowana, ale (zawsze mam jakieś "ale") nie podoba mi się początek. Czy nie mamy już dość poznawania się bohaterów na lekcjach podczas pracy w grupach? Nie sądzicie, że to takie... oklepane? Ja tak uważam i tu książka traci punkt(y) (uwielbiam, gdy docieramy do momentu tracenia punktów xd). Dobrze, ale wróćmy już do pozytywów, którymi was obsypię. Cudowne fragmenty rozładowujące napięcie ("Dzięki za podwiezienie- powiedziałam. - Co robisz w sobotę wieczór? Chwila namysłu. - Mam randkę z tym co zawsze. Wyraźnie się zainteresował - Tym co zawsze? - Zadaniem. - Odwołaj.") i poprawiające humor. Wiele głębokich cytatów i przemyśleń. Świetnie dopasowane miejsca akcji z sytuacjami w jakich dani bohaterowie się znajdują. I oczywiście ulubiony fragment o Archaniele, ale już koniec! Spojleruję wam tylko, a wy w końcu nie weźmiecie się za czytanie. Teraz tylko zakończenie i możecie sięgać po lekturę.
  Ogólnie książka ma w sobie wszystko co potrzebne jest dobrej książce (o wampirach, wilkołakach, czarownicach, aniołach i innych takich). Nutę fantazji, szczyptę tajemnicy, kilka gramów arogancji i kilo miłości. Książka mi się podobała, ale polecam ją fanatykom fantasy, bo ludzie miłujących się w kryminałach itp. nie odnajdą w niej właściwego przekazu.
                                                   

czwartek, 17 kwietnia 2014

4.

Tytuł: DZIEDZICTWO MROKU
Tytuł oryginału: "The Dark Divine"
Autor: Bree Despain
Ilość stron:  440
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ocena: 8/10




Opis:
"Grace Divine, córka miejscowego pastora, zawsze wiedziała, że tej nocy, kiedy znikł Daniel Kalbi, wydarzyło się coś strasznego. Tamtej nocy przed domem znalazła swojego brata Jude’a nieprzytomnego i skąpanego we krwi. To, co się wówczas stało, miało pozostać straszliwą tajemnicą.
Wspomnienia, które jej rodzina starała się pogrzebać, powracają, kiedy Daniel zjawia się trzy lata później i zapisuje się do tej samej szkoły, do której chodzą Grace i Jude. Mimo że Grace obiecała bratu, że będzie się trzymać z dala od dawnego przyjaciela, jest zafascynowana jego niezwykłymi zdolnościami artystycznymi i dziwnym, głodnym błyskiem w oczach, a także uczy się spoglądać na świat z nowej perspektywy.
Im bardziej Grace zbliża się do Daniela, tym większe grozi jej niebezpieczeństwo, ponieważ gniew Jude‘a prowadzi go do sojuszu ze starożytnym złem, które Daniel wyzwolił owej straszliwej nocy. Grace musi poznać prawdę o mrocznym sekrecie chłopaka… oraz odkryć lekarstwo, aby ocalić tych, których kocha.
 Może to jednak wymagać od niej ostatecznej ofiary – z własnej duszy."


Recenzja:
Powinnam zacząć od tego, że lubię książki, w  których cały czas coś się dzieje. Nie potrafię czytać "wypocin" o tym jak bohater minuta w minutę spędza dzień. Trudno jest uporać się z czymś w czym nie ma rąbka tajemnicy i dobrze znanego mi dreszczu emocji. Przyznam, że książka pozytywnie mnie zaskoczyła. Mówiąc szczerze już samą okładką przyciągała do siebie. Dobrze rozbudowaną historią i bohaterami autorka nabiła sobie jeszcze więcej punktów.. Czytało się lekko, a przede wszystkim wygodnie. Język prosty na swój sposób, ale i ukrycie wyrafinowany. Wszystko staranne i dopięte na ostatni guzik.  Właśnie dlatego gatunek paranormal romance stał się tak popularny, każdy z nas ma ochotę na coś lekkiego od czasu do czasu.
Autorka uwzględnia wszystko co pragnie nam przekazać w ponad czterystu stronach czystej przyjemności. Każdy szczegół jest nad wyraz dopracowany i przede wszystkim pasuje do całości. Jest to kolejna powieść, w której poruszamy temat wilkołaków. Dla niektórych to może być po prostu nudne, bo ile już takich książek przeczytaliśmy. Większość młodzieżówek opiera się na tematyce wilkołaków, wampirów itp. Niektóre są kompletnymi niewypałami, ale ta książka była jak najbardziej udana. Choć książka nie dorównuje np. potterowskiej sadze, to jest w niej zalążek doskonałości, który powoduje, że potrafię zarwać trzy noce i przeczytać ją. Fabuła jak już napisałam dotyczy istot, które nie istnieją w rzeczywistości i dawnej przyjaźni, która z czasem przeistacza się w miłość. Ot co kolejny dowód na to, że przyjaźń damsko-męska nie istnieje.
Grace i Daniel to dwójka nastolatków, którzy przyjaźnili się w dzieciństwie. Ich drogi rozeszły się,  gdy Daniel wyjechał ze swoją matką i przez trzy lata nie kontaktował się z Grace. Nagle pojawia się w jej miasteczku i sieje zamęt w jej życiu. Wszystko co przez lata budowała dziewczyna zostaje zburzone, gdy dowiaduje się o mrocznej tajemnicy Daniela i...(spoiler!) zakochuje się w nim na nowo. Postanawia mu pomóc, choć wie, że może przeszkodzić jej w tym brat, który po pewnych zdarzeniach znienawidził Daniela.
Niespełnione marzenia, zakazana miłość... to coś co już znamy, ale jednak ciągnie nas do tego jak "ćmy do światła".
Podczas czytania cały czas nie wiemy wszystkiego i taki moment nie pojawia się do końca powieści. Książka ma trzy tomy, więc na pewno dopiero w trzecim nasze pragnienie poznania tajemnicy zostanie w zupełności zaspokojone. Jedyne za co odejmuje punkty to koniec książki. Ni taki, ni owaki. Po prostu nie zadowalający. Za mało informacji na temat wydarzenia, które miało miejsce. Uważam, że kilka dodatkowych stron nie zaszkodziłoby całości.
Niemniej jednak książka mi się spodobała i zachęciła do sięgnięcia po kolejne tomy. Podziwiam autorkę za wkład pracy nad książką. Jako ciekawostkę mogę dodać, że pisała ją dwa razy do czego skłonili ją przyjaciele. Wszystko wygląda bardzo estetycznie i naprawdę składam wyrazy szacunku za wytrwałość i pracowitość.
Powieści nie dodam na listę ulubionych, ale na pewno na długo zapadnie mi w pamięć. Nie twierdzę, iż mam wyrobiony gust literacki, bo na to jestem za młoda, ale chyba właśnie powieści fantastyczne znajdą się na liście kolejnych książek do przeczytania.


niedziela, 6 kwietnia 2014

3.

Tytuł: DZIEWCZYNA I CHŁOPAK. WSZYSTKO NA OPAK
Tytuł oryginału: "Flipped"
Autor: Wendelin Van Draanen
Ilość stron: 224
Rok wydania: 2010
Wydawnictwo: Galeria Książki
Ocena: 5/10




Opis:
"Ona, gdy tylko go ujrzała, zakochała się. On, gdy ją zobaczył, uciekł. To było w drugiej klasie i niewiele się zmieniło aż do gimnazjum. Ona mówi: „Mój Bryce. Bryce, który wciąż był mi winien mój pierwszy pocałunek”. On mówi: „Prawie siedem lat trwają te nasze podchody i uniki”. Później jednak wszystko się odwraca. Gdy on zaczyna dostrzegać w niej coś więcej niż sądził po pozorach, ona dochodzi do wniosku, że on nie jest tym, za kogo go brała."


Recenzja:
Zacznijmy od tego, że nie byłam przekonana do tej książki kiedy zaczynałam ją czytać i jak się okazało- słusznie! Zawiodłam się na fabule, która miała być ciekawa, a okazała się nudna. Męczyłam się czytająć tę książkę. Dosłownie liczyłam strony do końca i momentami miałam ochotę przestać czytać. Niektóre wątki były wręcz śmieszne i według mnie była to komedia, a nie młodzieżowa powieść.
Punkty książka otrzyma za szczegóły, które uratowały całość. Między innymi choroba w rodzinie i poznawanie świata dzięki- platanowi (drzewo). Podobały mi się również niektóre opisy uczuć nastolatków, ale nic więcej.
Juli i Bryce to para nastolatków, która zna się od kilku dobrych lat. Dziewczyna zakochała się w chłopaku, a ten próbuje się jej pozbyć. Potem role się odwracają i szczerze mówiąc to dopiero na koniec "poczułam" to co przedstawia ta książka. Choroba brata ojca Juli była jednym z wątków, które zwróciły moją uwagę. Autorka poruszyła temat chorób w ciekawy sposób, ale tylko to było według mnie godne uwagi. Książka nie została do końca przemyślana. Być może będąc dłuższą byłaby ciekawsza, a tak nie jest zbytnio interesująca.
Niekiedy czytając nie myślałam o książce i łapałam się na tym karcąc w myśli, a potem wracałam do fragmentu, od którego nie kontaktowałam. Tu zabrakło magnezu, który przyciąga mnie do dobrych powieści. No cóż są lepsze i gorsze książki. Mam nadzieję, że następna książka za, którą już się zabrałam wzbudzi we mnie pozytywne emocje.














środa, 26 marca 2014

2.

Tytuł: ŻYJE SIĘ RAZ
Tytuł oryginału: "Żyje się raz"
Autor: Dorota Opara- Górecka
Ilość stron: 187
Rok wydania: 1980
Wydawnictwo: Ludowa Spółdzielnia Wydawnicza
Ocena: 7/10

                                                                                                    


Opis: 
"Powieść o dwóch przyjaciółkach rywalizujących między sobą o chłopaka."


Recenzja:
 Książka można powiedzieć- stara. Tak napisana jakieś kilkanaście lat temu. Nie wiem czemu ją przeczytałam, bo zawsze myślałam, że takie książki są nudne. No bo jak ktoś kto żył jakieś "wieki temu" mógłby napisać fajną młodzieżową, a może niekoniecznie, książkę? Otóż mógł. Moje uprzedzenia rozwiała właśnie ta książka. Fakt, nie była idealna, ale miała w sobie to coś co ciągnęło do niej jak magnes. Trochę przeszkadzał mi język jakim była pisana, ale czego spodziewać się po książce napisanej dosyć dawno? I tak przebiła moje najśmielsze oczekiwania co do jej świetności.Autorka w niesamowity sposób ukazuje nam, jak wielki wpływ na nasze życie mają nasze, banalne z pozoru, decyzje. Jak łatwo zagubić się w tym, co jest słuszne, zapatrzeni w osoby, które tak naprawdę nie zasługują na miano 'wzorców'. Nie warto marnować swojego życia tylko po to, by zaimponować innym - prawdziwi przyjaciele będą z nami zawsze, bez względu na nasz wygląd, czy pochodzenie.
Pierwsza "prawdziwa" miłość Marty, a zarazem Beaty. Szarmancki Dominik, który czarował kobiety wyglądem, inteligencją i talentem malarskim. Nieśmiały Jacek i jego siostra Basia. To główni bohaterowie powieści. Książa pisana oczami Marty Kaszubianki okazała się hitem. Autorka pokazała prawdziwe życie nastolatków w tamtych czasach. Ukazała nam historię, z którą w rzeczywistości spotykamy się na co dzień. Dziewczyna, która wpadła w "złe" towarzystwo, przyjaciółki starające się o względy tego samego chłopaka. Przecież takie zdarzenia nie są nam obce. Są wręcz odzwierciedleniem naszego życia. Dole i niedole bohaterów są również naszymi. Może nie każdy przypadek kończył się tak tragicznie, ale konsekwencje zawsze są. Albo skończona przyjaźń, albo stracona pierwsza miłość.
Pani Dorota (autorka) naprawdę pokazała na co ją stać i zachęciła mnie do sięgnięcia po kolejne jej dzieła. Kto wie, może są jeszcze lepsze? "Żyje się raz" to kolejna powieść, która doprowadziła mnie do łez. Zaskakujące zaskoczenie było dla mnie ciosem, ale i podobało mi się. Ukazało mi jak łatwo można stracić wszystko. Życie, przyjaźń, rodzinę, miłość, zdrowie. Wystarczyło kilka chwil by coś co nigdy nie miało się zdarzyć, zrujnowało życie do końca. Chciałabym jeszcze pochwalić autorkę, dzięki której zrozumiałam jak wyglądać może moje życie. Mam prawo wyboru. Mogę wybrać drogę. Jedna jest dobra, a druga prowadzi to ruiny. Tak odebrałam to dzieło. Mimo, że nie podchodziłam do tej książki z jakimś specjalnym entuzjazmem to pozytywnie mnie ona zaskoczyła. Dlatego też wszystkie niedoskonałości i błędy zostały mi wynagrodzone. Nie sądziłam, że książka okaże się dla mnie tak wspaniała i że da mi życiową lekcję, bo obecnie nie umiem tego inaczej określić. Jednak przez niektóre, według mnie, niepasujące elementy książka traci kilka punktów. Była za mało rozwinięta tzn. niektóre rzeczy nie były opisane czy skończone, a powinny. Odczuwam mały niedosyt, ale to była wola autorki.
Recenzja krótsza, tak jak książka, o której można powiedzieć "na dwa wieczory". Świetny wypełniać czasu i nudy.